Nieustający rozwój pandemii generuje dziesiątki pomysłów zapobiegania rozprzestrzenianiu się wirusów w otoczeniu. Jednym z bardzo popularnych i powszechnie dostępnych sposobów ochrony w zamkniętych pomieszczeniach jest nawanianie powietrza substancjami, które hamują rozwój i rozprzestrzenianie się mikroorganizmów. Ponad wszelką wątpliwość taką grupą substancji o znanych od prehistorii i potwierdzonych współczesnymi badaniami klinicznymi są olejki eteryczne. Działanie bójcze lub statyczne w stosunku do bakterii, grzybów, drożdżaków czy wirusów takich olejków eterycznych jak drzewa herbacianego, różnych odmian lawendy, różnych gatunków eukaliptusa, rozmarynu, cynamonu, goździka, lebiodki pospolitej, petitgrain i wielu innych nie trzeba już udowadniać bo tomy literatury naukowej nie pozostawiają wątpliwości w tym zakresie. Natomiast wątpliwości pojawiają się gdy mamy do czynienia z konkretnym produktem, ponieważ z jednej strony bioróżnorodność w świecie roślin olejkodajnych, a z drugiej strony prawa rynku i ceny (na ogół wysokie) produktów naturalnych powodują, że konsument kupujący buteleczkę „olejku” eterycznego, mieszanki lub preparatu z olejkami eterycznymi, nie ma żadnej możliwości sprawdzenia, czy oferowany mu produkt jest rzeczywiście olejkiem eterycznym czy mieszaniną naturalnych i syntetycznych substancji zapachowych. Tą tematykę omawiamy na naszych łamach w innym miejscu, ale ma ona ścisły związek z tematem niniejszego artykułu: nawaniania powietrza przy pomocy świec.
Temat, jak powiedziano jest znany od czasów prehistorycznych i wykadzanie świątyń opisane w Biblii jest dokładnie tym o czym mówimy dziś, to znaczy dezynfekcją powietrza w pomieszczeniach w celu zapobiegania infekcjom. Były to kadzidła odparowywane z żarzącego się drewna, potem trociczki, lampki oliwne, podgrzewanie wody z olejkami (współczesne kominki aromaterapeutyczne) i wiele innych sposobów dyfuzji substancji czynnych w powietrzu. Czy były wśród nich znane od tysiącleci świece dokładnie nie wiadomo, chociaż jest wysoce prawdopodobne, że używane jako źródło światła i symbolicznego ognia starożytne świece, które zawsze stanowiły połączenie palnego środka, obłożonego palnym tłuszczem lub woskiem, były źródłem zapachu, rozpuszczonego w tłuszczu lub wosku. Dzisiejszy knot, którego ideę przypisuje się starożytnym Rzymianom (zrolowany papirus z zewnętrzną warstwą łoju lub wosku pszczelego) przyjmował w różnych obszarach różne formy (patyczki i pasma trzciny w Egipcie, zwinięty papier ryżowy w Chinach). Podobnie różne były substancje które spełniały rolę dzisiejszych wosków. Używano łoju, wosków roślinnych i oczywiście wosku pszczelego, który do dziś pozostał najlepszym elementem wysokiej jakości świecy. Opisywane w Biblii i innych wiekowych dokumentach świece stanowiły oczywiście źródło światła, ale były również elementem kultów religijnych i zawsze znajdowały się w świątyniach i na ołtarzach. Symboliczne łączenie światła i ognia z bóstwem można znaleźć w historii każdej religii aż do dziś. Wiele wskazuje na to, że w świecach wytwarzanych już w bliskiej współczesnym formie, dodawano do wosku (niezależnie od jego rodzaju) zapachy. Szczególnie dotyczyło to świec wytwarzanych z wosków pochodzenia zwierzęcego, a zwłaszcza od czasu (połowa XIX w) wprowadzenia do powszechnego użytku parafiny i stearyny. Nie dotyczyło to właściwie tylko wosku pszczelego, który jako baza świecy w procesie jej palenia dawał przyjemny zapach.
Przełom XIX i XX wieku i wprowadzenie oświetlenia elektrycznego zmieniło rolę świecy w życiu codziennym i kulturze. Pozostały niezmiennie w liturgii, a w użytku codziennym stały się elementem tworzenia nastroju i dekoracji. Stąd też od połowy XX w. coraz popularniejsze stały się świece dające nie tylko światło ale i zapach. Dodatek odpowiednio dobranych substancji zapachowych do wosku (niezależnie od jego pochodzenia, ponieważ z czasem obok wosków z petrochemii pojawiły się woski roślinne, cenione jako „naturalne”) dawał efekt nawaniania powietrza, uzupełniając tym samym rolę świecy jako elementu kultury czy obyczaju.
W tym miejscu dochodzimy do punktu, w którym należy wyjaśnić zarówno tytuł tej publikacji jak i jej główny cel. Od pewnego czasu bardzo szybko rośnie na rynku oferta „świec aromaterapeutycznych”. To określenie wymaga jasnego i jednoznacznego stwierdzenia:
PACHNĄCE ŚWIECE I AROMATERAPIA NIE MAJĄ NIC WSPÓLNEGO
Z podstawowej definicji aromaterapii wynika, że w zabiegach aromaterapeutycznych do których również należy wdychanie powietrza zawierającego olejki eteryczne, mogą być stosowane wyłącznie takie olejki eteryczne lub ich mieszaniny, których skład jest identyczny z produktem „olejek eteryczny” otrzymanym zgodnie z normą ISO.
Nie wymaga zbyt szerokiego wykładu opis palenia się świecy. Znajdujący się w jej wnętrzu zapalony knot wciąga topiący się pod nim wosk, który spala się nad jego, podtrzymującym płomień, wystającym ze świecy końcem. Jeżeli więc w wosku rozpuszczono olejki eteryczne to spalają się oczywiście wraz z nim. Spala się również powoli knot, ważny jest więc materiał z jakiego został wykonany. Naturalnie niewielka część olejków odparowuje z rozgrzanej pod knotem świecy, ale przeważająca ilość ulega całkowitemu lub częściowemu spaleniu. Ten proces w różny sposób przebiega w odniesieniu do składników olejków eterycznych. W rezultacie to co rozprasza się w powietrzu wokół płonącej świecy to mieszanina substancji o składzie bardzo odległym od tego jaki miał olejek eteryczny lub ich mieszanina rozpuszczone w wosku. Warto tu dodać, że bardzo istotny jest proces rozpuszczania olejków eterycznych w roztopionym wosku, ponieważ w tej temperaturze (50-80oC w zależności od rodzaju wosku), część lotnych składników olejków odparowuje. Wiadomo także, że świece, szczególnie te klasyczne – długie o niewielkiej średnicy – pachną dość intensywnie. Oznacza to że składniki olejków dyfundują przez masę wosku i odparowują. (Z tego powodu coraz więcej świec zapachowych oferuje się w zamkniętych słoiczkach). Te wszystkie zjawiska dokumentują najistotniejszą tezę – „ulatniające się z płonących świec zapachowych substancje mają inny skład niż te, które rozpuszczono w wosku”. Brak wiarygodnych badań tego zjawiska – relacji pomiędzy składem użytych do nawaniania substancji zapachowych, rodzajem wosku, typem świecy itd. a składem rozproszonych w ten sposób w pomieszczeniu substancji zapachowych. Ocena zapachowa, szczególnie w odniesieniu do olejków eterycznych wskazuje, że różnica jest zasadnicza. Z punktu widzenia chemii procesu spalania i intensywnego podgrzewania substancji zapachowych ich wynikiem może być utlenianie, rozkład, przekształcenie strukturalne itd. z możliwością powstania nowych substancji, drażniących lub toksycznych. Do tego dodać należy produkty spalania wosku, które również mogą być szkodliwe. Wśród substancji jakie wymienia się w produktach palenia świec (https://www.madesafe.org/education/whats-in-that/candles) są m.in. formaldehyd, aldehyd octowy, węglowodory aromatyczne, ftalany, w świecach parafinowych benzen i toluen itd. Oczywiście przy ograniczonym stosowaniu, stężenia tych substancji mogą nie być groźne, ale wszystko zależy od ilości palonych świec, wielkości pomieszczenia i wrażliwości ludzi na te substancje.
To wszystko co powiedziano wyżej jednoznacznie wskazuje na to, że żadne świece zapachowe nie mogą być traktowane jako sposób rozpraszania olejków eterycznych w zabiegach aromaterapeutycznych. Oczywiście przy doborze odpowiedniej jakości wyrobów używanie pachnących świec do nawaniania pomieszczeń nie jest szkodliwe, pod warunkiem, że producent zachował wszelkie środki ostrożności w odniesieniu do jakości wosku (bezpieczniejsze są woski roślinne a szczególnie wosk pszczeli), oraz użytych substancji zapachowych. Należy dodać, że w tym przypadku bardzo dobre wyniki, w sensie efektu zapachowego mogą dać syntetyczne substancje zapachowe, bezpiecznie – zgodne z wymaganiami IFRA. Często niewielka ilość syntetycznego składnika w świecy może dać lepszy efekt zapachowy niż wielokrotnie większa dawka cennego olejku eterycznego. Wszystko to obejmuje aromachologia dziedzina nauki zajmująca się wpływem zapachów na człowieka – jego stan psychiczny i fizyczny, reakcje i zachowania. Elementem tej dziedziny jest aromamarketing czyli stwarzanie w miejscach zakupów czy wspólnego przebywania zapachu który przyciąga klientów (zapach świeżych bułeczek w piekarni czy kawy w barze w supermarkecie). Temu samemu celowi służą świece zapachowe stwarzające przyjemny nastrój w domu czy w pracy. Fantazja twórców – perfumiarzy i specjalistów od marketingu – nie stawia tu żadnych ograniczeń. Od pełnego asortymentu kwiatów (w tym takich z których olejków się nie otrzymuje) do najbardziej fantazyjnych zapachów „czarnej orchidei”. Ostatnio jedna z firm amerykańskich wypuściła serię zapachów „kuchennych” – buraczki (kombinacja buraczków i paczuli), oregano (bergamota, oregano i cedr) oraz pomidory (bergamota, bazylia, liście pomidorów i wetiwer). To wszystko choć interesujące i na pewno budzące zainteresowanie rynku w żadnym stopniu nie może być kojarzone z aromaterapią.
Podsumowując jedyne właściwe sposoby rozpraszania w powietrzu olejków eterycznych to takie, które w żaden sposób nie wpływają na ich skład. Są to tradycyjne kominki aromaterapeutyczne i dyfuzory ultradźwiękowe (wytwarzające mgłę olejków i wody), a także pot-pourri, czyli mieszanki wysuszonych kwiatów, ziół, szyszek, banksji itp. nasycone olejkami, które samoistnie powoli odparowują. We wszystkich tych sposobach rozpraszane w powietrzu olejki eteryczne nie zmieniają swojego składu. Podobną rolę spełniają tkaniny, włókniny, czy pojedyncze np. szyszki i banksje nasycone olejkami w pojemniczkach na wentylatorach (np. samochodowych), lub odpowiednie wprowadzanie olejków w systemy wentylacyjne. Na marginesie warto dodać, że krytykowane przez niektórych „ekspertów” kominki aromaterapeutyczne, (w których wkroplone do wody olejki podgrzewa się świeczką lub elektrycznie), ze względu na to, że olejki ulegają rozkładowi w temperaturze wrzenia wody, świadczą o totalnej ignorancji. Poza olejkami cytrusowymi, wszystkie olejki są z definicji otrzymywane przez podgrzewanie masy rośliny wodą i parą. A więc kominek aromaterapeutyczny jest powtórzeniem tego procesu i w żaden sposób nie może olejkom szkodzić.
Osobnym zagadnieniem, bardzo ważnym w kulturach Azji, ale coraz bardziej popularnym na całym świecie jest nawanianie pomieszczeń przy pomocy agrabatti (agrabathi) czyli trociczek. Popularność tego sposobu spowodowała nie tylko rozwój produkcji oryginalnych indyjskich agrabatti ale setek modyfikacji i podróbek nie mających nic wspólnego z oryginałem. W tradycji, kulturze, religii i medycynie wywodzącej się z Indii trociczki do dziś są powszechnie używane. Ale omówienie wszystkich elementów tego tematu to osobna publikacja.